Spokojna przystań

Spokojna przystań

7 czerwca 2013 Wyłączone przez sex Masterka

Zewsząd pośpiech, gonimy za szczęściem, przejawiającym się dzisiaj w kontekście ściśle materialnym. Nie mamy czasu dla nikogo oprócz siebie, i to w sposób ograniczony nic tak naprawdę nie jest ważne poza naszym umownym wygodnym życiem. Nikt już w towarzystwie nie szczyci się przeczytaniem wszystkich dzieł pisarza uhonorowanego Noblem.

Książka w tej życiowej „gonitwie” to zbyt duży balast, nas interesują szybkie doznania, nawet randka powoduje to, że ukradkowo spoglądamy na zegarek odnosząc wrażenie, że zajmuje zbyt wiele czasu.
Przecież wszystko można sobie powiedzieć poprzez tzw. krótką wiadomość tekstową.

Słowo pisane nie jest w cenie, bardziej interesują nas kwestie które można zmierzyć i ocenić na zasadzie przydatności jeśli nie do realizacji celów, to do korzyści materialnej, w myśl koncepcji: angażuję się w zdarzenia tylko opłacalne, czytanie wymaga uwagi książka ma zastosowanie tylko jednorazowe i jak znaleźć na nią czas jeśli zajmują nas tylko to co powtarzalne, czyli znane i sprawdzone, praca wymierna z niej korzyść, która pozwala na nabywanie produktów niezbędnych do zaspokajania potrzeb dzisiejszych i dających poczucie istnienia w świecie życia codziennego, bez poznawania „innych światów” jakie niesie za sobą literatura. Przecież „ nasze” wartości są powszechne nie potrzebujemy innych ocen odmiennych „spojrzeń”, jedynie doceniamy – „ naszą rzeczywistość”. Po co sięgać po książkę, skoro wszystko wiemy lepiej, jednym słowem- strata czasu.
I to myślenie przynosi czas pozbawiony bohaterów, autorytetów sami dla siebie stajemy się sędziami naszego życia, z tym że nie dopuszczamy w tej wewnętrznej rozprawie do głosu „prokuratora”, jedynie „ adwokat” to nasz zaufany i jedyny przyjaciel.

Ale należy pamiętać, że przyjaźń zdarza się bardzo rzadko bezinteresowna i życiowy doradca, który przyzwala na odrzucenie literatury w życiu codziennym pozbawia nas kultury słowa i stąd na ulicach dochodzą do naszych uszu słowa „protezy”, czyli wulgarne przekleństwa.

Szczególnie twórcy filmowi z niemal całego świata nagminnie gustują w prostackich odzywkach, aby pozyskać do sal kinowych tych „ambasadorów” języka mocno ubogiego przy okazji depcząc walory artystyczne i spychając go na peryferie, lub uznając za nie warte zachodu.

Literatura, przeważnie ta z prawdziwego zdarzenia, posługuje się słowem wyszukanym, sugestywnym, oczywiście przekleństwo też spełnia tę rolę, ale opakowanie zastępcze nigdy nie dorówna oryginałowi i nie zostanie wyjątkowe.

Tak, że zauważalny „zmierzch literatury” jest fatalny w skutkach, i należy ten trend odwrócić, jeśli pozwolimy aby zmierzch zamienił się w mrok, odwrotu już nie będzie.

Pamiętajmy, że jeśli rezygnujemy z czegoś co jest niezbędne w każdym cywilizowanym narodzie, sami stajemy się „ barbarzyńcami „ słowa”, przez co wykonujemy zwrot w kierunku, który będzie skutkował naszym upadkiem intelektualnym i jeszcze na domiar złego zostanie odziedziczony przez naszych potomków. Tak, że tolerując i legalizując „zmierzch literatury”, skazujemy siebie i naszych bliskich na quasi, wtórny analfabetyzm. Zdaniem niektórych z nas, wszystko zależy od nas samych, można się z tym zgodzić lub nie, ale patrząc jak technologie „obrazkowe” wykluczają słowo pisane z naszego życia, warto zastanowić się czy zrywanie z potrzebą zgłębiania literatury, która do niedawna wydawała się „ nieśmiertelna”, czyli powszechne czytanie książek, nie spotka nas efekt domina.

Karczowanie tego trendu może spowodować to, że w rezultacie „uschnie” wszystko to dzięki czemu różnimy się w sposób znaczący od zwierząt, i nie tylko, nie spowoduje wyraźnej agonii naszego świata wartości, czy wręcz jego zgon.

Nasza komunikacja opiera się na słowie, i jeśli nasze słownictwo będzie skromne, bo tak się stanie gdy będziemy traktować czytanie jako stratę czasu, to wówczas nic nie będzie miało odpowiedniej oprawy i wymowy.
Także Rodaku, pamiętaj wszyscy: bohaterowie twojego dzieciństwa mieli swoje miejsce w literaturze, nie byłoby Robin Hooda i Kmicica, gdyby nie tak odległe „złote czasy” czytelnictwa. Lektura szeroko rozumianych książek skutkowała zupełnie odmiennymi postawami życiowymi, czy upadek poprzedniego systemu politycznego byłby możliwy gdyby nie postawy patriotyczne zaczerpnięte z literatury? Dzielni powstańcy warszawscy, to zazwyczaj czytelnicy Sienkiewicza, ich heroizm nie brał się z niczego, był kształtowany przez pokolenia Polaków, dla których przekaz słowny był niekiedy jedynym sposobem nabywania wiedzy o historii Polski. Czy odrodzenie po ponad wieku niewoli naszej ojczyzny byłoby w ogóle możliwe, jeśli nie byłby czytany Mickiewicz, Słowacki, Norwid?

Na pewno młodzi ludzie powiedzą – „ liczy się tylko to co dziś” reszta nas nie obchodzi. Można się z tym zgodzić, tylko żeby było to co dziś, musiało się bardzo wiele zdarzyć wcześniej, bo to co wcześniej, w sposób wyraźny rzutuje na dzisiaj.

Rozwój cywilizacyjny to proces, trwający przez wieki, i zapewne cały czas w teraźniejszości będzie się ekspansywnie unowocześniał.

Piewcy odrzucania przeszłości na rzecz przyszłości i nowych rozwiązań technologicznych powiedzą – jakie możliwości miano kiedyś ?. Pióro i pergamin, ale należy pamiętać że to w dzisiejszych czasach powstało stwierdzenie – „ tak proste, że aż genialne”, czyli jedynie proste w użyciu środki, dawały postęp światu.

Wiem, że te słowa są znacznym uproszczeniem, ale gdy mamy przed sobą zamkniętą powieść beletrystyczną, czy historyczną wraz z jej otwarciem i czytaniem poznajemy niekiedy inny model postrzegania życia czy świata, i my ten kapitał dobrowolnie odrzucamy w imię nowoczesności, tyle że można zapytać – skąd wezmą się odrębne poglądy, jeśli wszyscy będziemy tacy sami i będziemy mieli identyczny pogląd na życie? Czyż konwersacja to nie dialog odmiennych myśli, które kształtuje literatura bez względu na to czy jest proza lub poezja. Wszak książka nie wymaga oprogramowania i aktualizacji, jest produktem w pełni gotowym, ale my jej nie zauważamy, w myśl postrzegania dzisiejszego świata, czyli szkoda czasu i wszystko wiem lepiej, ale w skrytości ducha przyznajemy sami sobie, że nie do końca mamy rację.

Ale skoro nasi mniejsi bracia, aby przeżyć, nawzajem się wykluczają, to my nie będziemy gorsi, i wykluczymy literaturę z naszego życia, w myśl zasady po co się zastanawiać co autor miał na myśli, skoro w telenoweli aktorzy kilkakrotnie wszystko wytłumaczą. Tyle, że trening mózgu podczas czytania jest bardzo przydatny w codziennym życiu, łatwiej nam znacznie wyartykułować nasze myśli werbalnie. I gdy tak przemierzamy każdy dzień po wzburzonych „ falach życia”, często z towarzyszącą burzą mózgu, każdy z nas może posiadać w swym domu „ spokojną przystań” w postaci domowej biblioteki, i dzięki literaturze i wszelkiemu słowu pisanemu w sposób frapujący poznawać świat, i przy okazji „ samego siebie”.